Prowansja - lawendowy szlak
Nie pamiętam, w którym momencie zakochałam się w lawendzie. Czy wtedy, gdy ją ujrzałam i poczułam jej zapach, czy czytając książki Peter’a Mayle’a opiewające uroki życia w Prowansji.
Zaczęłam marzyć o podróży na południe Francji. Nie z wycieczką, ponieważ wcale nie jest łatwo taką znaleźć, a poza tym chciałam rozkoszować się urodą krajobrazów w spokoju. W tym roku zrealizowałam swoje marzenie i sposób, w jaki to się stało, mogę polecić każdemu.
Dzień 1.
Ponieważ nie miałam zbyt wiele czasu, a podróż samochodem wydawała mi się zbyt męcząca, poleciałam samolotem Air France do Marsylii z przesiadką w Paryżu. Niewiarygodne, ale mimo opóźnienia samolotu z Warszawy (na przesiadkę miałam tylko 45 minut), samolot do Marsylii czekał. Jeszcze tylko ok. 90 minut lotu i jestem w Prowansji. Zwiedzam ją wypożyczonym samochodem. Trasa została wyznaczona lokalnymi drogami, przez najpiękniejsze lawendowe obszary.
Pierwszego dnia w planie jest wizyta w Mason St. Joseph koło Valensole. Siostry zakonne produkują tu lawendę, olejki eteryczne i lawendowy miód (ma on niepowtarzalny smak i warto tam go kupić). Na niżej położonych polach kończyły się już lawendowe żniwa. Nocleg miałam zaplanowany w gospodarstwie agroturystycznym wśród lawendowych pól, nie są one jednak już fioletowe. Troszkę mnie to zaniepokoiło. Czy jechałam na darmo? Pocieszył mnie deser po kolacji w pobliskim Valensole – lody lawendowe – pycha.
Kwatery agroturystyczne kosztują średnio 50-60 Euro za pokój 2 osobowy ze śniadaniem. Można znaleźć tańsze za ok. 40 Euro. Pokoje są bardzo czyste, ładne, z łazienkami. Przy gospodarstwach często jest nieduży basen.
Po godz. 14.30 do ok. 16 trudno coś zjeść. Większość restauracji na prowincji zamknięta jest na czas sjesty.
Przydatne adresy:
Francuski Ośrodek Informacji Turystycznej [email protected]
Sylvian Morin: [email protected]
Dzień 2.
Okolice Valensole to lawendowe zagłębie. Zaraz po śniadaniu (z lawendowym miodem) opuszczam gospodarstwo Le Lou Sigalou (sigalou to cykada – symbol Prowansji) i jadę w kierunku Awinionu. Na trasie mogę zobaczyć lawendowe żniwa. Muszę przyznać, że jest to dla mnie szok. Na pole wyjeżdżają ogromne kombajny, które zostawiają za sobą pół tonowe bele ściętej lawendy. A ja tak delikatnie obchodzę się z moimi roślinkami!
Jadę do Manosque. Po drodze zwiedzanie fabryki naturalnych kosmetyków l’Occitane i wizyta w sklepie firmowym. Bardzo przyjemnie jest słuchać, że ekologia jest tutaj priorytetem. Sama fabryka wtapia się wspaniale w krajobraz. Dla mnie jest wzorem godnym naśladowania.
Następny przystanek jest tuż za Mane w muzeum Salago (Górna Prowansja). Wokół zamku, którym od kilkunastu lat zarządza gmina znajdują się pieczołowicie odtworzone ogrody; od średniowiecznego do współczesnego. Tutaj upał daje się już bardzo we znaki, więc cieszę się z możliwości ochłodzenia się w zamku, gdzie przygotowano ekspozycję pokazującą etapy produkcji lawendy: od uprawy przez proces destylacji do gotowych produktów.
Im jestem wyżej, tym bardziej pachnie lawendą. Nocleg w rodzinnej farmie Le Moulin Brun (tzw. Gîtest de France, 2 kłosy) w Aubenas les Alpes.
Farma pięknie położona w rozległej dolinie, gdzie nawet telefon komórkowy musi odpocząć (brak zasięgu), wokół pola lawendy i ziół. Pokój w dawnym gołębniku – piękny. Gospodarz, młody człowiek, serdeczny, opowiada z pasją o uprawie lawendy i agroturystyce w Prowansji, pokazuje również destylarnię.
Dzień 3.
Pierwszy przystanek w Château de la Gabelle. Podziwiamy zameczek otoczony lawendą. Piękne pokoje gościnne. Właścicielka jest producentką lawendy – wysyła bukiety do USA i Azji. Zaprasza do budynków gospodarczych, gdzie leżą tony lawendowego suszu.
Dalej droga wiedzie do Salut-en-Provence na lawendową farmę farm. Właścicielka, botanik z wykształcenia, z dumą oprowadza po polach. Ma 200 gatunków lawendy. Mam okazję się przekonać, jak bardzo różnią się one np. zapachem. Okazuje się, że tylko ok. 5% upraw to prawdziwa, najcenniejsza, używana w przemyśle perfumeryjnym lawenda. Tę ścina się ręcznie. Pozostałe uprawy to lawandyna. Właśnie ją uprawia się poza Prowansją.
Spotykam Sylvain’a Morin’a, prezesa stowarzyszenia „Szlakiem lawendy”, utworzonego w celu ochrony interesów producentów lawendy i propagowania regionu. Można liczyć na jego pomoc w zorganizowaniu podobnej podróży.
Droga powrotna do Marsylii wiedzie przez urocze miasteczka, np. Roussillon; miasto mieniące się wszystkimi odcieniami ochry, lub Aix en Provence; miasto Cezanne’a. Droga wiedzie jeszcze ciągle wśród fioletowych pól, ale pojawiają się już winnice i gaje oliwne, jednak to już jednak zupełnie inna bajka.